Jestem, wróciłam. Czteromiesięczna terapia na oddziale psychiatrycznym dobiegła końca. Czuję się silniejsza, bardziej zmotywowana do tego, żeby nakopać chorobie w tyłek. I chyba złapałam ją już za uszy :)
Myślę, że wiele się zmieniło, chociaż niektórzy uważają inaczej. Ja wiem jednak swoje. I pani psycholog, i lekarz i mnóstwo innych osób, którzy mi pomagali, wspierali, troszczyli się o mnie, zauważają, że dałam radę.
Dzielnie nad sobą pracowałam. Chociaż przez wiele, wiele dni byłam zamknięta i odcięta od rzeczywistości, z kratami w oknach bez klamek. Chociaż dzwoniłam parę razy do mamy z płaczem "Już nie mogę, poddaję się, weź mnie do domu."
122 dni, 11kg, kilku nowych przyjaciół. Dobry bilans.
Będę tu. Może czasem, może częściej.
I mimo, że to banalnie brzmi, zaczynam nowy rozdział w życiu.
Good luck, sunshine :)
świetnie ,że wróciłaś i ogromnie się cieszę z tych pozytywnych zmian !! jesteś znakomitym przykładem na to, że jak się chcę i walczy to można zrobić wszystko by być szczęśliwym ;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie ostatnio myslałam co u Ciebie;) gratuluje sukcesu wiem co czujesz bo przez to samo przechodziłam, teraz byle tylko się nie cofnąć;*
OdpowiedzUsuńO rany. No to gratuluje <3 i zycze powodzenia w nowym starcie!
OdpowiedzUsuńWyglądasz ślicznie i bardzo radośnie ;)
OdpowiedzUsuńnowe życie kochana przed tobą:*